aaa4 |
|
|
|
Dołączył: 23 Mar 2016 |
Posty: 4 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
|
|
|
|
-powiedzial. - Lubilem patrzec, jak pan rzuca. Ogladalem ten slawny mecz z
Toronto, nie musze jednak wysluchiwac, co mam prawo robic, a czego nie.
-Lecz...
-Zwlaszcza ze sie pan myli. - Wyjal z wewnetrznej kieszeni jakis dokument i podal go adwokatowi. - Ten nakaz zostal wydany wczoraj wieczorem przez sedziego Johna O'Briena i daje nam prawo wkroczenia do tego lokalu i wziecia wszelkich probek.
-Wydany na jakiej podstawie?
-Na podstawie telefonu w sprawie tego czlowieka... goraca linia narkotykowa. Zdobylem nakaz na wszelki wypadek, nie zamierzalem go uzywac az do chwili, gdy dowiem sie czegos o wlascicielu tego lokalu. Tak sie jednak sklada, ze pracowalem dla DEA i kiedy widze opium, natychmiast je poznaje. A moim zdaniem dokladnie to jest w tym sloju.
Angielski slownik Kwonga, choc bardzo skapy, obejmowal jednak slowo "opium". Jego podniecenie natychmiast znow zaczelo narastac.
-Opium nie! Nie moje! - krzyczal, przeplatajac protesty po angielsku kanonada slow po kantonsku. Na jego twarzy malowalo sie nie tylko zdziwienie, ale takze przerazenie.
-Mooney, cholera jasna! Nie widzi pan, ze czlowiek nie jest w formie na takie zabawy?
-Mloda damo, moglabys poprosic dziadka, aby podal mi ten sloj? - nalegal szeryf. Matt zlapal sloj z polki i walnal nim o kontuar.
-Tak bardzo pozada pan tego sloika? Prosze, oto on! Co z pana za policjant... dreczyc w taki sposob starca na oczach dziecka?
-Dla kogos, kto nie lubi handlarzy narkotykow, |
|